piątek, 19 października 2007

Erazmus na sportowo

Skacze na batucie! :D (dla niewtajemniczonych, popularna nazwa to trampolina, zreszta tak Niemcy na to mowia) Kto by pomyslal, ze po 10 latach do tego wroce, w dodatku akurat tutaj. Ale sie ciesze :DDD Przedwczoraj bylam na drugim treningu i wszystko mnie boli... I pewnie poboli do nastepnych zajec...

Robert pojechal na weekend do Polski. Ma przywiezc troche zapasow i moj snowboard, bo zapisalam sie na zajecia w snowparku w sztucznie nasniezanej hali.

Dzis wieczorem ide z Erazmusami do teatru i bedzie to dla mnie pierwsze miedzynarodowe spotkanie. Czas sie zintegrowac ;)

poniedziałek, 15 października 2007

Pierwszy tydzien - bladzenie we mgle

Nasz przyjazd tutaj wymaga malego komentarza.

Wszystko bylo troche na wariata, poniewaz w poniedzialek,1 pazdziernika, kiedy powinnismy sie pojawic w Niemczech, my przylecielismy ze Stanow. Spedzilismy w Polsce 3 dni jednoczesnie witajac sie i zegnajac z rodzicami, babciami, dziadkami i wujkami, walczac z jet lagiem no i probujac sie zapakowac na 6-miesieczny pobyt w Niemczech. 3 dni to stanowczo za malo. Mimo prob kontaktu z nasza uczelnia podjetych jeszcze w Stanach nie udalo nam sie uzyskac informacji skad mamy odebrac klucze do naszego akademika (na nasze pytania, co w zwiazku z naszym spoznionym przyjazdem dostalismy tylko jedna odpowiedz, ktora brzmiala, ze owszem, bedziemy mieli problemy). W srode w nocy pojechalysmy z mama do Plocka. Po szalonych 4 godzinach snu dopakowalismy Roberta i jego mame i o 7 rano wyjechalismy. Podroz byla w miare w porzadku, mimo tego, ze bagaznik z rowerami lekko sie telepal przez cala droge. Udalo nam sie tez ominac ok 30 kilometrowa kolejke do przejscia w Swiecku w ktorej tirowcy probowali nam wmowic, ze jest to jedyne przejscie graniczne w okolicy i ze jest jedna kolejka dla osobowek i ciezarowych. Wystarczylo przejechac w sasiednich Slubicach.

Przyjechalismy do akademika w czwartek pod wieczor i wszystko bylo zamkniete a na drzwiach wisiala kartka, ze biuro czynne w poniedzialki. Bylismy na to przygotowani, ale tylko psychicznie. Nasze mamy byly juz niezle wykonczone, ale ze spokojem przyjely informacje, ze nie mamy gdzie spac. U jednego ze studentow odebralismy wreszcie maila z informacja, gdzie sa nasze klucze (jednak bez dokladnego adresu, zeby nie bylo za latwo), wydrukowal nam takze mapki z googla, bo oczywiscie nie zaopatrzylismy sie w plan miasta. Zapewnilismy naszym mamom nocleg w lekko za drogim Kongresshotel, ale za to moglismy sie nacieszyc luksusami, jakich nie oferuje nasz akademik (typu lazienka w pokoju).

W piatek pojechalismy na rowerkach na uniwerek, dostalismy klucze i okazalo sie, ze pomimo naszych prosb, pokoje mamy w dwoch roznych czesciach budynku. Cisniemy sie wiec teraz w jednym z malutkich pokoi, na malutkim lozeczku, a w drugim kroluja nasze rowery. Jest po jednej toalecie i prysznicu damskim i meskim na pietro. Na pietrze jest ok 20 pokoi i co najdziwniejsze jeszcze nigdy kibelek nie byl zajety i tylko raz widzialam ludzi wychodzacych z prysznica... Za to kuchnia jest czesto okupowana, ale sklada sie z dwoch pomieszczen z wielkim stolem. Kazdemu przysluguja dwie szafki i przegrodka w lodowce zamykane na kluczyk. Wszystko jest nowiutkie i czysciutkie. Mieszkaja tu przede wszystkim studenci pobliskiej szkoly medycznej, czy tam weterynaryjnej, z ktorych duza czesc to Chinczycy.

Po wyjezdzie mam okazalo sie, ze dokumenty, ktore trzeba zaniesc na polibude zostaly z nami. Tak wiec stypendium opoznia sie o kolejne tygodnie.

W weekend nic ciekawego sie nie dzialo. Pomimo, iz jechalismy tu na leb na szyje, zeby dotrzec jeszcze w tygodniu poprzedzajacym wyklady, nie zostalo to nam wynagrodzone. I tak spoznilismy sie na "Welcome Reception", ktore zaznajamialo Erazmusow z uniwerkiem, wiec teraz wszystkiego musimy dowiadywac sie sami. Jedyna jak dotad impreza dla internationali odbyla sie w piatek, pierwszego dnia naszego pobytu tutaj, kiedy bylismy jeszcze w ogole nie ogarnieci i nie poszlismy na nia. W sobote i niedziele odsypialismy wiec podroz ze Stanow. We wtorek po 2 dniach stania w kolejce dostalismy legitki i konta studenckie bez ktorych nie da sie kozystac z WLANu na uczelni. Zalozylismy tez internet w akademiku. Internet to bardzo wazna sprawa, bo bez niego nie szlo sie dowiedziec, gdzie jest nasz wydzial i wyklady. W srode dotarlismy wreszcie do naszego dziekanatu, a w piatek na zajecia. Niestety nasz niemiecki pozostawia wiele do zyczenia. Nie jestem nawet pewna, czy dobrze zrozumialam zasady zaliczania tego przedmiotu...

środa, 10 października 2007

Herzlich Wilkommen

Jestesmy w Hannoverze. Walczymy o przetrwanie. Dzisiaj udalo nam sie zostac studentami Leibniz Universitat Hannover, moze do konca tygodnia uda nam sie dotrzec na jakies zajecia.