poniedziałek, 10 grudnia 2007

Mokry Hamburg




W zeszłą niedziele pojechaliśmy sobie we dwójkę do Hamburga. Wykorzystaliśmy fakt, że nasz bilet studencki na komunikację miejską obejmuje też pociągi regionalne po całej Dolnej Saksonii oraz do Hamburga. Mankamentem była długośc podrózy - 2,5h z przesiadką w powrotnej drodze. Tak, że odejmująć 5h na podróż, w samym Hamburgu nie zabawiliśmy zbyt długo. Ale i tak pogoda w połowie dnia się spsuła, a moje genialne buty mają dziurki na wylot, więc przyjemność ze zwiedzania spada...

Ale Hamburg miasto portowe (jeden z największych portów na świecie) więc jak dla mnie super :) Obeszliśmy sobie rynek, parę Weihnachtsmarktów (niestety zabrakło nam czasu na pikantny Weihnachtsmarkt w dzielnicy czerwonych latarni, a to mogło być najciekawsze :P) i bardzo ładny ratusz z choinką. Potem Speicherstadt czyli cała dzielnica starych spichrzy na Łabie poprzecinana kanałami, gdzie obecnie mieszkają sobie ludzie. Jak bedę duża, to też sobie tam jakiegoś lofta kupię :) z widokiem na port.



W porcie jest U-boot przerobiony na muzeum, który zwiedzilismy z przewodnikiem. Łódź jest rosyjska, z 1975r., ale nie udało nam sie zrozumieć skąd się wzięła w Niemczech. Następnie schowaliśmy się przed deszczem w galerii sztuki Deichtorhallen - konkretnie fotografii i obejrzeliśmy wystawę American Beauties, prezentującą takich artystów jak Wim Wenders, David Hockney i Nan Goldin między innymi, i przypomniały się nam wakacje...

Studiowanie na Leibniz Universitat

Bardzo nam sie podoba. Przede wszystkim dlatego, ze nie ma za duzo do roboty. I to nie dlatego, że jestesmy Erazmusami. Nie ma żadnych kolosow, ćwiczen (tzn. teoretycznie są, ale przez naszych wykladowcow zostaly zamienione na wyklady) a na laborki żadne nie chodzimy. Wiedza zostanie wiec sprawdzona dopiero podczas sesji, ale który Erazmus boi sie sesji? Szczególnie, że to czego się tu uczymy jest bardziej interesujące od tego, co wpajano nam na PW (choć może to wynika z bardziej zaawansowanej tematyki, wreszcie!). Poza tym widać, że wykładowcom bardziej zależy, żeby to, co mają do przekazania studetom do nich dotarło. Więc prawie wszyscy drukują nam skrypty i wręczają na wykładach. Cóż za oszczędność tuszu i papieru :) Niektórzy nawet umieścili filmiki ze swoimi wykładami w necie. Jedyna rzecz, która mnie doprowadza do szału to oczywiście sprawa organizacyjna (kto w ogóle wymyślił tą legende o niemieckim porządku?!) - czyli sesja. Na naszym wydziale teoretycznie trwa od poczatku lutego do początku marca. Dwa miesiące!! Na dodatek nie znamy jeszcze terminów połowy egzaminów. I jak tu zaplanować wyjazd na ferie?

sobota, 1 grudnia 2007

Urządzamy nasze gniazdko

No dobra, napiszę coś ;)

Przede wszystkim zrobiliśmy małe przemeblowanie w naszym mikroskopijnym pokoiku - pojawiła się wersalka, dzięki której pokój zyskał ze 2x na wielkosci. Co prawda po rozłożeniu jest niewiele szersza od jednoosobowego łóżka i trochę przykrótka dla Roberta, ale za to za darmo ;P

W ramach polepszania wystroju naszego pokoju wybraliśmy się do Ikei (no gdzieżby indziej!) a leży ona na terenie bylej wystawy światowej EXPO 2000. I jest to naprawdę niesamowite miejsce. Wydziwniona architektura pawilonów w połączeniu z pustka i ciszą jaka tam panuje przywodzi na mysl jakieś futurystyczne miasto po katastrofie nuklearnej. No można tam kręcić filmy sci-fi. Budynki, ktore służyc miały tylko wystawie, po 7 latach są już mocno zdezelowane. Większosc z nich obecnie nie jest do niczego wykorzystywana. Następnym razem jedziemy tam z aparatem ;)

W zeszły weekend wybraliśmy się na wycieczke do Osnabrück zorganizowaną przez International Office. Dzięki temu, że część osób nie dotarła na miejsce spotkania z powodu zmiany godziny odjazdu (no cóż, niemiecka organizacja...) było bardzo kameralnie i nie wytwarzał się podział na hermetyczne grupki narodowościowe, co zwykle zachodzi przy okazji takich wyjść. Po półtorej godziny jazdy pociągiem dotarliśmy do unikatowego dwupoziomowego dworca głównego. Prawie nikt z wycieczki tego nie zauważył i dopiero uświadomieni przez panią przewodniczkę w powrotnej drodze skupialiśmy się na tej unikatowości. Samo miasto - bardzo podobne jak dla mnie do Hannoveru, tylko mniej rowerzystów. Na starówce oczywiście Weihnachtsmarkt (wtedy dopiero się rozkładał - trwają zwykle od końca listopada do świąt) czyli targ Bożonarodzeniowy. Główną atrakcją takich targów jest grzane wino - Gluhwein. I to jest super sprawa w Niemczech! Kiedy mróz aż trzeszczy możesz pójść i napić się legalnie na powietrzu pysznego gorącego winka ;D

Poza tym:
Skontaktowała się ze mną moja Studdy Buddy czyli niemiecka opiekunka dla studentów zagranicznych. Anna, bo tak ma na imię, akurat wtedy kiedy my borykaliśmy się z uczelnianymi sprawami i tutejszym bajzlem była na jakimś wyjeździe. A szkoda, bo może mialabym wtedy lepsze wspomnienia z przyjęcia nas na tej uczelni. Ale ponieważ jest to bardzo miła osobą to obecnie spotykamy regularnie w celach towarzyskich ;) Szkoda, że akurat nie może z nami jechać jutro do Hamburga, ale za to przesłała dokładne wskazówki, co zwiedzać. Weihnachtsmarkt yeee :D

Za dwa tygodnie mam pierwsze zawody na trampolinie a tymczasem zaczęły mnie potwornie boleć obie kostki, tak, że nie mogę prawie skakać. Nie wiem, czy to od robienia wheelie w Bispingen, co wyrywało mi nogi z butów, a może poprostu każde dwudziestodwuletnie (no cóż starość nie radość) kostki by się zbuntowały jakby zacząć na nich tak bez ostrzeżenia i forsownie skakać. Mam nadzieje, że niedługo przejdzie.

piątek, 19 października 2007

Erazmus na sportowo

Skacze na batucie! :D (dla niewtajemniczonych, popularna nazwa to trampolina, zreszta tak Niemcy na to mowia) Kto by pomyslal, ze po 10 latach do tego wroce, w dodatku akurat tutaj. Ale sie ciesze :DDD Przedwczoraj bylam na drugim treningu i wszystko mnie boli... I pewnie poboli do nastepnych zajec...

Robert pojechal na weekend do Polski. Ma przywiezc troche zapasow i moj snowboard, bo zapisalam sie na zajecia w snowparku w sztucznie nasniezanej hali.

Dzis wieczorem ide z Erazmusami do teatru i bedzie to dla mnie pierwsze miedzynarodowe spotkanie. Czas sie zintegrowac ;)

poniedziałek, 15 października 2007

Pierwszy tydzien - bladzenie we mgle

Nasz przyjazd tutaj wymaga malego komentarza.

Wszystko bylo troche na wariata, poniewaz w poniedzialek,1 pazdziernika, kiedy powinnismy sie pojawic w Niemczech, my przylecielismy ze Stanow. Spedzilismy w Polsce 3 dni jednoczesnie witajac sie i zegnajac z rodzicami, babciami, dziadkami i wujkami, walczac z jet lagiem no i probujac sie zapakowac na 6-miesieczny pobyt w Niemczech. 3 dni to stanowczo za malo. Mimo prob kontaktu z nasza uczelnia podjetych jeszcze w Stanach nie udalo nam sie uzyskac informacji skad mamy odebrac klucze do naszego akademika (na nasze pytania, co w zwiazku z naszym spoznionym przyjazdem dostalismy tylko jedna odpowiedz, ktora brzmiala, ze owszem, bedziemy mieli problemy). W srode w nocy pojechalysmy z mama do Plocka. Po szalonych 4 godzinach snu dopakowalismy Roberta i jego mame i o 7 rano wyjechalismy. Podroz byla w miare w porzadku, mimo tego, ze bagaznik z rowerami lekko sie telepal przez cala droge. Udalo nam sie tez ominac ok 30 kilometrowa kolejke do przejscia w Swiecku w ktorej tirowcy probowali nam wmowic, ze jest to jedyne przejscie graniczne w okolicy i ze jest jedna kolejka dla osobowek i ciezarowych. Wystarczylo przejechac w sasiednich Slubicach.

Przyjechalismy do akademika w czwartek pod wieczor i wszystko bylo zamkniete a na drzwiach wisiala kartka, ze biuro czynne w poniedzialki. Bylismy na to przygotowani, ale tylko psychicznie. Nasze mamy byly juz niezle wykonczone, ale ze spokojem przyjely informacje, ze nie mamy gdzie spac. U jednego ze studentow odebralismy wreszcie maila z informacja, gdzie sa nasze klucze (jednak bez dokladnego adresu, zeby nie bylo za latwo), wydrukowal nam takze mapki z googla, bo oczywiscie nie zaopatrzylismy sie w plan miasta. Zapewnilismy naszym mamom nocleg w lekko za drogim Kongresshotel, ale za to moglismy sie nacieszyc luksusami, jakich nie oferuje nasz akademik (typu lazienka w pokoju).

W piatek pojechalismy na rowerkach na uniwerek, dostalismy klucze i okazalo sie, ze pomimo naszych prosb, pokoje mamy w dwoch roznych czesciach budynku. Cisniemy sie wiec teraz w jednym z malutkich pokoi, na malutkim lozeczku, a w drugim kroluja nasze rowery. Jest po jednej toalecie i prysznicu damskim i meskim na pietro. Na pietrze jest ok 20 pokoi i co najdziwniejsze jeszcze nigdy kibelek nie byl zajety i tylko raz widzialam ludzi wychodzacych z prysznica... Za to kuchnia jest czesto okupowana, ale sklada sie z dwoch pomieszczen z wielkim stolem. Kazdemu przysluguja dwie szafki i przegrodka w lodowce zamykane na kluczyk. Wszystko jest nowiutkie i czysciutkie. Mieszkaja tu przede wszystkim studenci pobliskiej szkoly medycznej, czy tam weterynaryjnej, z ktorych duza czesc to Chinczycy.

Po wyjezdzie mam okazalo sie, ze dokumenty, ktore trzeba zaniesc na polibude zostaly z nami. Tak wiec stypendium opoznia sie o kolejne tygodnie.

W weekend nic ciekawego sie nie dzialo. Pomimo, iz jechalismy tu na leb na szyje, zeby dotrzec jeszcze w tygodniu poprzedzajacym wyklady, nie zostalo to nam wynagrodzone. I tak spoznilismy sie na "Welcome Reception", ktore zaznajamialo Erazmusow z uniwerkiem, wiec teraz wszystkiego musimy dowiadywac sie sami. Jedyna jak dotad impreza dla internationali odbyla sie w piatek, pierwszego dnia naszego pobytu tutaj, kiedy bylismy jeszcze w ogole nie ogarnieci i nie poszlismy na nia. W sobote i niedziele odsypialismy wiec podroz ze Stanow. We wtorek po 2 dniach stania w kolejce dostalismy legitki i konta studenckie bez ktorych nie da sie kozystac z WLANu na uczelni. Zalozylismy tez internet w akademiku. Internet to bardzo wazna sprawa, bo bez niego nie szlo sie dowiedziec, gdzie jest nasz wydzial i wyklady. W srode dotarlismy wreszcie do naszego dziekanatu, a w piatek na zajecia. Niestety nasz niemiecki pozostawia wiele do zyczenia. Nie jestem nawet pewna, czy dobrze zrozumialam zasady zaliczania tego przedmiotu...

środa, 10 października 2007

Herzlich Wilkommen

Jestesmy w Hannoverze. Walczymy o przetrwanie. Dzisiaj udalo nam sie zostac studentami Leibniz Universitat Hannover, moze do konca tygodnia uda nam sie dotrzec na jakies zajecia.